czwartek, 17 listopada 2016

Mała porażka dla mnie :(

Hey~
Jakiś czas temu pisałam że biorę udział w konkursie "zakochani w lesie" niestety się nie dostałam więc opowiadanie wstawiam na bloga.

PORZUCONA BURZA

Pamiętam, gdy na tej łące rosły piękne fioletowe kwiaty, dookoła był las jak zielony mur oddzielający tę część świata od wszystkiego. Słońce, gdy świeciło, to nie w pełni, a zza korony drzew, dając zieloną poświatę. Spotykałam się tu z moim przyjacielem z gimnazjum. To było nasze miejsce. Był to jedyny chłopak, którego lubiłam. Pewnego dnia zaprosił mnie na bal wiosenny, szczerze mówiąc, to ja też go chciałam zaprosić. Gdy już przyszedł czas, gdy już stałam uszykowana w miejscu, gdzie się umówiliśmy, czekałam całe 4 godziny, a on się nie pojawił. Po czym nie zjawił się w szkole, aż do teraz. Pamiętam, jak przychodziłam sama na tę łąkę. Wylewałam tu mnóstwo łez. Dziś to miejsce nie ma tyle czaru, co wcześniej. Nie ma żadnych kwiatów, brak słońca, niektóre drzewa połamane. Tak jakby całe to miejsce umarło razem z jego odejściem. Siedzę na kocu i rozmyślam nad tym, gdzie teraz jest, co robi, co się z nim dzieje. To była moja pierwsza miłość, zresztą jedyna. Po tym, co się stało, staram się odpychać innych chłopaków. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Była już 17: 12, musiałam się powoli zbierać do domu. Gdy już byłam blisko ściany drzewostanu, spojrzałam ostatni raz na miejsce, gdzie pozostało bardzo dużo wspomnień.
* * *
- Amelio wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - Usłyszałam krzyk mamy z kuchni.
Z niechęcią wstałam z łóżka i zaczęłam się zbierać do szkoły. Wszystko zdawało się normalne, dzień, jak co dzień. Jednak miałam przeczucie, że ten dzień będzie inny. Założyłam mundur szkolny i udałam się na dół do kuchni, by zjeść śniadanie. Nie zajęło mi to dużo czasu, ubrałam się i wyszłam do szkoły. Właśnie mijałam dom mojego przyjaciela i myślałam, że przez chwilę widziałam go w oknie, ale to przecież niemożliwe. Zaczęłam iść dalej, gdy nagle:
- Amelia?! - Usłyszałam tak bardzo głęboki dobrze mi znany, a jednak obcy, głos. Tak daleki i tak zapomniany.
- Nataniel… - powiedziałam niemal szeptem, a łzy same pchały mi się do oczu. Nie mogę teraz płakać, przecież tyle już wylałam łez.
Powoli się odwróciłam, odgarniając swoje czarne włosy. Nagle przeżyłam szok. To nie był ten sam chłopak, co wcześniej. Jego czarne, zawsze krótko przystrzyżone włosy teraz wchodziły mu do oczu, która wchodziła mu do oczu, a reszta włosów była trochę za ucho. Stał się też wyższy, przynajmniej o dwie głowy. W barkach zrobił się szerszy, wydawał się o wiele bardziej męski niż wcześniej. Zdałam sobie sprawę, że stoję i patrzę się na niego bez żadnej reakcji. Kiedy zdałam sobie sprawę, że stoję i przyglądam mu się bez słowa, szybko spuściłam wzrok i zaczęłam grzebać butem w ziemi.
- Nataniel — powiedziałam już głośniej. – Co się stało, że wróciłeś?
- Pozmieniało się to i owo. - Jego głos brzmiał jak kilka igieł, które jednocześnie wbiły się w moje ciało. Jednak nie wytrzymałam, ta cała sytuacja mnie przerosła. Łzy same płynęły po moich bladych policzkach.
- Dlaczego wyjechałeś bez niczego?! Nic mi nie powiedziałeś, czekałam ponad 4 godziny na balu! - Coś w tamtym momencie we mnie pękło. Wykrzyczałam to wszystko, a potem dopadła mnie pustka. Wielka, bezdenna pustka.
Zrobiłam krok w tył, nawet się nie spojrzałam na niego i machinalnie zaczęłam biec, byle jak najdalej od bolesnych wspomnień. Gdy już dotarłam do szkoły, skierowałam się od razu do łazienki. Weszłam do jednej z trzech obskurnych kabin i próbowałam doprowadzić się do porządku. W głowie cały czas huczało mi od jego krzyku, który wypowiadał moje imię. Wzięłam głębokie trzy wdechy i zaczęłam intensywnie myśleć.
- To nie mógł być on. Może to brat bliźniak lub jakiś sobowtór albo mi się przyśniło? Tak, to na pewno to. Byłam jeszcze dobrze nierozbudzona rano. - Zaczęłam mówić sama do siebie i wierzyć w to, co sobie wmawiałam.
Z łazienki wyszłam, dopiero gdy zadzwonił dzwonek na lekcje. Reszta dnia w szkole minęła normalnie, już zaczęłam się upewniać, że to rzeczywiście mogło mi się tylko wydawać.
Po szkole jak zawsze poszłam na leśną łąkę. Wiatr był dziś silny, więc słychać było, jak wygrywa swoją melodię pomiędzy drzewami. Szłam, podziwiając piętrzące się drzewa, niemal dotykające szarego nieba. Tak wpatrzona w magię i urok lasu oraz wsłuchana w śpiew ptaków, nie zauważyłam wystającego konaru. Sekundę później widziałam tylko jak niebezpiecznie, szybko zbliża się do mnie ziemia. Po zderzeniu z twardym podłożem poczułam ból i pieczenie w prawym kolanie i dłoniach. Jednak z kolanem było gorzej, bo właśnie ono nadziało się na wystający konar. Z rany zaczęła się sączyć krew, jednak podniosłam się z ziemi i pomaszerowałam dalej do mojego celu, kulejąc. Ta rana na kolanie to dla mnie tylko lekkie zadrapanie.
Gdy odsłoniłam drobne gałązki płaczącej wierzby, ukazało mi się miejsce, do którego ciągle tak zawzięcie wracam. Przeżyłam kolejny szok, na łące, gdzie nawet trawa była sucha, nagle zaczęły się pojawiać zielone kępki. Widziałam łodyżki i pąki fioletowych kwiatów. To miejsce zaczęło wracać do życia.
- To niemożliwe! - powiedziałam jakby do siebie i do tego miejsca.
- Czy przestaniesz w końcu ode mnie uciekać? - Usłyszałam męski głos, któremu brakowało tchu w piersiach.
Widać było, że biegł i się zmęczył. Delikatne kropelki potu zrosiły jego czoło, ale to tylko dodało mu uroku.
- J- ja nie uciekam przed tobą. - Skłamałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jednak uciekałam.
- Nie kłam. Znam cię.- Powiedział pewnie Nataniel.
- Znałeś mnie, zmieniłam się tak samo, jak i ty! - W sumie to nie potrafię wyjaśnić, dlaczego się tak wobec niego zachowuję, myślałam, że się ucieszę, gdy go zobaczę.
- To prawda, chcę wszystko naprawić. Chcę cię przeprosić za wszystkie przykrości, które cię przeze mnie spotkały — Jego głos stał się delikatniejszy niż wcześniej, jakby podchodził do zranionego zwierzęcia. Powoli zaczął się do mnie zbliżać. Spojrzałam się w jego oczy i zobaczyłam w nich dawnego Nataniela. Tego, którego lubiłam, którego kochałam.
- Zaraz mi wszystko opowiesz, ale najpierw… - głos mi się załamał. Przypływ tych wszystkich wspomnień, każda wspólnie spędzona chwila, to niewypowiedziane wyznanie miłości, to wszystko spowodowało, że w moich oczach znów zebrały się łzy. Przez chwilę myślałam, że się przewrócę, że nie wytrzymam tego natłoku myśli i zwinę się w kulkę na trawie. Jednak udało mi się utrzymać na nogach.
-Nataniel…- wyszeptałam. Nagle poczułam jego silne, ciepłe dłonie obejmujące mnie w pasie. Chyba nigdy nie czułam się tak bezpieczna, jak wtedy, jakby nic nie mogło mnie zranić, jakby nic złego nie mogło mi się przytrafić.
-Amelio.. - Usłyszałam jego cichy szept – Przepraszam. - To słowo wręcz wyryło się w moim sercu.
Staliśmy tak przytuleni kilka dobrych minut. Spojrzałam na swoje poranione dłonie i już miałam je zabrać z piersi Nataniela, kiedy usłyszałam:
- Eh.. Jednak jak byłaś, tak pozostaniesz niezdarą. - Uchwycił delikatnie moją dłoń/rękę i poprowadził w głąb łąki.
– Przepraszam, ale nie wziąłem koca, może być moja kurtka? - Zapytał się z lekkim przejęcie w głosie.
- Nic nie szkodzi, mam koc.
- Amelia jak zawsze przygotowana. - Zażartował, a na mojej twarzy zawitał delikatny uśmiech.
- Niestety się mylisz. Nie mam żadnych plastrów, a jednak by się przydały. - Pokazałam swoje dłonie, jednak zakryłam kolano, bo nie chciałam, by je zobaczył dla mnie może i to zadrapanie, lecz nie wiem, jak on by zareagował.
- No tak. O innych dbasz sto razy lepiej niż siebie. – stwierdził, rozkładając koc. Usiadł na kocu i poklepał miejsce obok siebie, bym usiadła.
- Na szczęście jestem na to przygotowany. - Gdy to mówił, wyjął z plecaka plastry, wodę utlenioną i bandaż. Gestem poprosił, żebym podała mu swoje dłonie.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę. On zajmował się moimi zadrapaniami, a ja zapamiętywałam. Patrzyłam się na jego twarz, jak bardzo się zmieniła. Chciałam zapisać ten uśmiech w swojej pamięci na wypadek… na wypadek, gdyby jeszcze kiedyś tak zniknął.
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Dopiero po chwili zorientowałam się, że musiał zauważyć plamę krwi na mojej spódnicy. Mogłam wiedzieć, że przed nim nic się nie ukryje.
- Amelio, pokaż mi swoje nogi. - Powiedział dość cicho, trochę się rumieniąc.
- To nic dam sobie radę. - Uśmiechnęłam się lekko. - To tylko zadrapanie. To nieważne, chcę znać przyczyny, dlaczego zniknąłeś. - Zmarszczył nos z zniechęcenia.
- To pójdźmy na kompromis, ty pokażesz mi swoje „zadrapanie”, a ja powiem ci wszystko. - Spojrzał mi głęboko w oczy. Jego ciemne brązowe oczy niemal wwiercały mi się w duszę. Tym oczom nie mogłam się oprzeć. On miał na mnie inny wpływ niż wszyscy. Nie potrafiłam mu odmówić. Miał coś w sobie, że gdy czułam jego zapach, dotyk, głos, przyciągały mnie do siebie.
- Jeśli to jedyny sposób, by wydobyć z ciebie prawdę. - Podwinęłam rąbek zielonej spódnicy i położyłam zranioną nogę na jego nogi.
- Emm. To mi nie wygląda na zadrapanie. - Spojrzał na mnie gniewnie. Nastała niezręczna cisza. W końcu to ja postanowiłam ją przerwać.
-Ja się wywiązałam z umowy, może teraz ty mi powiesz, jak to było z tym twoim zniknięciem?- Nie chciałam napierać, ale jeszcze się nie pogodziłam z tym, że wrócił tak po prostu.
- Już, już.. Tylko, od czego zacząć? - Zastanowił się chwilę, przemywając moją nogę. - W dniu, kiedy cię zaprosiłem na bal, pokłócili się moi rodzice. Myślałem, że to kolejna zwykła kłótnia, ale jednak się myliłem. Jakiś czas później byliśmy w sądzie w sprawie rozwodowej. Sąd przyznał mamie opiekę nade mną, a tacie nad moim bratem. Po tym wyroku po prostu uciekłem na tę łąkę. Chciałem pozbierać myśli.
Potrafiłam sobie wyobrazić co czuł, kiedy rozdzielono go z bratem. Sama bardzo przeżywałam jego zniknięcie i to, że nie było go obok mnie.
- W dodatku… - kontynuował z wzrokiem utkwionym w mojej nodze. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, głos jakby pozbawiony uczuć i to puste spojrzenie. Ciałem był tutaj, ale wiedziałam, że duchem jest gdzieś daleko stąd.
- … Brakowało mi pewnej osoby, która była jak burza. Wszystko się zmieniło. Moja mama poważnie zachorowała, potrzebna była operacja. Pewnie wszystko skończyłoby się dobrze, ale okazało się, że jest w ciąży. W takiej sytuacji lekarze nie mogli przeprowadzić operacji. Mama nie chciała się zgodzić na aborcję, wierzyła, że jest inny sposób. Sposób dzięki, któremu i ona, i dziecko wyjdą z tego cało. Lekarze nie mogli nic zrobić. Umarła razem z moją nienarodzoną siostrą. – Widziałam jak pojedyncza łza, spływa mu po policzku. Chciałam ją otrzeć, ale nie potrafiłam się ruszyć. – Musiałem zamieszkać z tatą i bratem. Ale czułem się tam obco, miałem wrażenie, że oboje mają do mnie pretensje, że obwiniają mnie o to, co spotkało mamę. A może po prostu za bardzo im o niej przypominałem….- Zaczęłam go lepiej rozumieć. Bolało mnie to, co musiał przejść. Chciałam go pocieszyć, ale nie wiedziałam jak.
- Natanielu, dlaczego nie zadzwoniłeś lub nie napisałeś, może jakoś bym Ci pomogła? - Widziałam, jak myślami wraca do rzeczywistości, na ustach pojawił się łagodny uśmiech.
- Musiałem sam sobie dać radę. Jeszcze, jak nadszedł czas balu, chciałem przyjść do ciebie, nawet po tym, jak wykrzyczałaś na całą szkołę, że nienawidzisz chłopaków. A tak naprawdę widziałem, jak stoisz biedna pod szkołą i czekasz. Chciałem wybiec z samochodu i krzyknąć do ciebie, ale mama mi nie pozwoliła. - Cały mur, który stworzyłam przed światem zewnętrznym, nagle się rozsypał na milion kawałeczków, jak potłuczone szkło. Zauważyłam, że Nataniel przestał opatrywać mi nogę i wyciągną się na kocu. Położyłam się obok niego.
Uwielbiałam się na niego patrzeć. Lubiłam jak ta zielona poświata lasu, łączyła się z promieniami słońca i padała na jego twarz. Chciałam go dotknąć, jednak bałam się, że on zniknie, że to sen. Wydawał się taki zamyślony, chciałam mu powiedzieć, że wtedy byłam w nim zakochana, lecz teraz nie miałam na to odwagi.
- Amelio, co do mnie czujesz?– zapytał.
Nie mogłam w to uwierzyć, zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie czyta mi w myślach. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, bo też sama nie wiedziałam, co do niego czuję.
- Wiesz Natanielu kiedy zniknąłeś, wszystko się zmieniło, nawet ten piękny las i nasza łąka. Bez ciebie wszystko stało się jakieś takie szare i wyblakłe, zwłaszcza to miejsce. Gdy cię nie było, nie zauważałam jego piękna. Łąka straciła swój blask. Wszystkie kwiaty przekwitły, drzewa zaczęły umierać, a trawa uschła/zbrązowiała. Dzisiaj jest inaczej, to miejsce aż tętni życiem. Kiedy tu jesteś, trawa znowu jest zielona, kwiaty cały czas kwitną, a drzewa wypuszczają nowe liście. Kocham ten las, a dopiero przy tobie widzę, jaki jest magiczny. Ile w nim przestrzeni, ile ogromnych drzew, starszych od niejednego rodu. Dla mnie to miejsce umarło, gdy odjechałeś. Trudno było mi się pozbierać, ponieważ darzyłam cię bardzo silnym uczuciem. Dziś jednak nie jestem w stanie powiedzieć co do ciebie czuję- Nie mogłam uwierzyć, że mu to wszystko powiedziałam. Bałam się, że mógłby mnie źle zrozumieć. Jednak gdy na niego spojrzałam zauważyłam, że kąciki ust odrobinę mu się uniosły, a na policzkach wystąpił rumieniec
- Wiesz, nie dziwię ci się, że masz takie zdanie o mnie. - skomentował moją wypowiedź.
Nagle ciszę przerwał dziwny dzwonek, nie pasujący do otoczenia. Okazało się, że dostałam wiadomość. Wyjęłam telefon i zobaczyłam, że na wyświetlaczu widnieje jedna nieprzeczytana wiadomość od mamy: „Gdzie jesteś? Martwię się. Pamiętaj, dziś przychodzą do nas goście."
Natychmiast się zerwałam, faktycznie było już późno. Nataniel spojrzał na mnie ze zdziwieniem, gdy w szaleńczym tempie pakowałam swoje rzeczy do plecaka.
- Przepraszam, ale już muszę iść. Na śmierć zapomniałam, że mam dziś gości.- Wyjaśniłam krótko swoje zachowanie. Gdy do spakowania został mi tylko koc, zobaczyłam, że leży już złożony obok mnie. Spojrzałam pytająco na przyjaciela.
- Pójdę cię odprowadzić i tak idziemy w tą samą stronę – powiedział. Już mieliśmy wchodzić do lasu, gdy Nataniel wypowiedział moje imię.
- Słuchaj, chciałem cię przeprosić i powiedzieć, że to ty byłaś tą moją burzą. To ciebie mi brakowało przez ten cały czas, ciebie i tego miejsca. To tu słońce styka się z ziemią, ustępując miejsca gwiazdom. To tu spotykałem się z dziewczyną, która odmieniła mój świat. Amelio przez te pięć lat nie funkcjonowałem normalnie, bo ja… - nagle urwał.
Czułam, jak moje serce bije boleśnie i bardzo szybko. Myśli uczucia mieszały się i nie mogłam uporządkować własnych myśli. Co jeśli mnie teraz nie lubi, a co jeśli teraz kocha? Nie wiedziałam jak się zachować. Chciałam jakoś się uspokoić jednak na próżno. Czekałam dalej, w roztargnieniu na rozwój wydarzeń. Widziałam, jak nad czymś intensywnie myślał, aż w końcu podniósł głowę i spojrzał takim wzrokiem, jakim nigdy mnie nie obdarzył. W jego spojrzeniu można było wyczytać zdeterminowanie, pożądanie i coś jeszcze, ale jeszcze wtedy nie wiedziałam, co. Zaczął najpierw powoli się zbliżać w moim kierunku. Potem wszystko stało się tak szybko. Widziałam tylko mignięcie światła i poczułam jego dłonie na moich policzkach. Następnie tylko ciemność i ciepło rozchodzące się z moich ust. Powodem tego ciepła było to, że Nataniel mnie pocałował. Kiedy mnie całował, wszystko wokół zaczęło wirować. Nie widziałam już łąki i lasu. To było niesamowite, nagle wszystkie moje myśli stały się przejrzyste. W końcu wiedziałam co czuję.
***
To był pochmurny dzień, lecz pod wieczór się przejaśniło. Słońce rzucało swoje ostatnie pomarańczowe promienie na ziemię. Lecz istniało na świecie miejsce, gdzie właśnie chłopak całował piękną dziewczynę. Byli przyjaciółmi już od gimnazjum, a teraz się to zmieni. Teraz przebywają w jednym z najmagiczniejszych miejsc. A czemu? Bo to źródło wielu wspomnień, uczuć, łez i uśmiechów. Łąka niby normalna a jednak ma swój urok, otulona gęstym murem lasu. Chroni ją przed światem rzeczywistym. A co będzie z tą parą? Przed nimi jeszcze dużo wyzwań, dużo wzlotów i upadków. Lecz co by się nie działo zawsze mogą tu wrócić, tu gdzie wszystko się dla nich zaczęło, gdzie rzeczywistość nie może ich skrzywdzić. Tu, na zaczarowaną łąkę.




_______________
Trochę mi smutno ale no trudno .... Osobie z dysleksją trudno zająć jakie kol wiek miejsce
Alice~

Brak komentarzy: