Zaczął się ładny dzień. Dziewczyna była w wyśmienitym nastroju bo w
nocy spadło sporo śniegu. Weronika uwielbiała śnieg, a dziś jest jej
podporą. Dziś miała poznać rodziców swojego chłopaka. Miała lekką
tremę. Poszła do łazienki i dla rozluźnienia mięśni wzięła ciepłą
kąpiel. Wysuszyła włosy i ubrała się. Miała na sobie niebieskie
spodnie i koszule w kratkę. Poszła do kuchni i spojrzała na zegar.
9:30 rodzice w pracy - pomyślała. Za parę minut miał przyjść jej
chłopak. Zrobiła sobie kawę i płatki z mlekiem. Zjadła wszystko w
zamyśleniu. Posprzątała po sobie i zaczęła rozkoszować się dobrym
smakiem kawy. Po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła i ujrzała
Kaia. Chłopak zmierzchwił swoje czarne jak noc włosy i uśmiechnął się
łobuzersko. Wer musiała łykać ślinę co chwila, bo ślinotoki pracowały
bardzo dobrze. Wer sięgnęła po płaszcz, komin i inne potrzebne
drobiazgi. Założyła buty i już była gotowa do wyjścia. Otwierała drzwi
gdy nagle Kai staną jej na drodze i zamknął je z powrotem. Obią ją w
tali i umieścił ją na kredensie. Dziewczyna była zaskoczona jego
zachowaniem. Delikatnie pogłaskał jej policzek po czym ledwie
odczuwając musną wargami jej wargi.
- Zanim wyjdziemy chciałbym ci coś
podarować - powiedział nie cofając głowy. Jego zapach oplatał jej
twarz. Poczuła mocno i szybko bijące serce, jakby nagle zachciało mu
się uciec z jej klatki piersiowej. - C-co? - powiedziała drżącym
głosem. Kai wyją z kurtki prostokątny, mały, czarny futerał.
- Chce
byś dzięki temu pamiętała co cię naprawdę uszczęśliwia. - jemu też
drżał głos i lekko załamywał. Chłopak otworzył futerał i ujrzała
drobny, srebrny łańcuszek. Na nim zawieszona była zawieszka w kształcie
płatka śniegu. Był biało - niebieski, w słońcu mienił się niczym śnieg
kiedy jest mróz. Nie wiedziała co powiedzieć. Zamiast słów pociekły po
zaróżowionych policzkach, słone łzy szczęścia. Nikt jeszcze nie
podarował jej tak pięknego prezentu. Kai wierzchem dłoni otarł jej łzy
i zbliżył się do niej. Myślała, że jej serce działało już na
najszybszych obrotach, jednak się myliła. Wer nawet nie zauważyła
kiedy Kai zaczął ją całować. Kiedy jednak oderwał się od jej ust, to,
to nie był koniec. Dał chwilę jej na wyrównanie oddechu i to była
eksplozja. Nigdy tak jej jeszcze nie pocałował. Wszystko zniknęło.
Czuła jakby całował ją godzinę, dzień, dwa dni, tydzień, miesiąc, rok,
całą wieczność. A kogo to obchodzi? Z wielką trudnością oderwali się
od siebie. Ciężko dysząc Wer spojrzała w zamglone oczy Kaia. Wyglądały
jakby jeszcze raz przez to przechodził. Po czym ockną się, uśmiechnął
i przytulił ją do siebie. Fredii jeszcze bardziej się wtuliła.
- Musimy już iść. - powiedział cicho. Poczuł jak jej mięśnie lekko
napinają się. By jej pomóc jedną ręką masował jej kark, a drugą
głaskał włosy. Dzięki temu było jej już lepiej. Wzięła łańcuszek z
futerału zeskoczyła z mebla i rozejrzała się po domu (czy nie zostawiła
czegoś włączonego, a u niej to bardzo możliwe). Stanęła przed
chłopakiem i pomachała łańcuszkiem w jego stronę.
- Przecież sam się
nie zapnie. - Kai uśmiechnął się szeroko i przystąpił do akcji (nie
obyło się bez kąsania Wery w szyje). Wyszli z domu i pojechali do
domu chłopaka.
Dom był wielki i drewniany. Wyglądał na ciężkiego i
ciemnego w środku. Z parapetów zwisały zamrożone kwiaty. Ciemno dębowe
drzwi otworzył Kai przed dziewczyną. Wnętrze domu było zaskakujące.
Było jasno, przytulnie i prosto. W centrum otwartej przestrzeni był
ogromny kominek. Kuchnia i salon oddzielone były tylko barkiem. W
kuchni słychać było krzątanie. - Mamo jesteśmy! - Och już idę! - zza
rogu wyszła szczupła, wysoka i bardzo piękna kobieta - Witam w
skromnych progach. Mam na imię Erin.
- Bardzo miło mi panią poznać.
Mam na imię Weronika. - odpowiedziała zakłopotana dziewczyną. Chyba
właśnie nabawiła się kolejnych kompleksów.
- Och daj spokój z tą panią.
Przez to czuje się stara - uśmiechnęła się czule.
Nagle z schodów
zbiegła siostra Kaia. Była wesoła i tak piękna jak swoja matka.
-
Jestem Jane. Wer co nie? Coś czuje że będziemy dobrymi przyjaciółkami.
- Jej słodki uśmiech nie znikał z twarzy.
- Daj na luz Jane. To ty
jesteś Wer nie? Jestem Lena. - ona była wielkim przeciwieństwem Jane.
Miała glany i po pięć kolczyków w uszach. Do tego zgromadzenia
dołączył jeszcze ojciec Kaia. Yeng to miły, sympatyczny i spokojny
człowiek.
Kiedy już wszyscy się zapoznali zjedli razem obiad. Chłopak
po obiedzie zaproponował że oprowadzi ją po domu i okolicy......
Jednopartówka~~~
Alice~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz