piątek, 11 listopada 2016

Wampiry i ostatnia osika

     Cały dzień rozmyślałam o tym, co powiedział mi Pieróg. Kiedy zabrała go karetka, a ja zostałam sama, bałam się wrzucić do reszty tych jakże wesołych leśnych roboli. Wiedziałam, że Pedober jest dziwny, ale żeby od razu wampir.  Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Kiedy tylko przypomnę sobie zmasakrowaną rękę tego biedaka. Te wszystkie ślady po zębach, siniaki i plamy zaschniętej krwi. Ciarki mnie przechodzą.
-Nie wycięłaś jednej osiki!- krzyknął stażysta. FUCK!
-Już idę!-z udawaną obojętnością ruszyłam ku niemu.  Moja długa praktyka ukrywania emocji była w tej sytuacji jakże nieodzowna. W środku czułam ogień, gniew, strach i rozpacz. Jakby nie patrzeć, idealne składniki na oryginalną wersje koktajlu Mołotowa. Na zewnątrz natomiast czyhała pusta skorupa. Byłam od zawsze jedną wielką matrioszką, z którą tylko nieliczni umieli się obchodzić.
    Z jednej strony miałam ochotę skrócić Pedobera o głowę. To, co zrobił Pierogowi nie ujdzie mu na sucho. Chociaż z drugiej strony chłopak mógł ściemniać. Jednak nigdy bym go o to nie posądziła. Był chyba jedyną osobą, z którą prowadziłam wymianę słów. No bo po co się oszukiwać. Nie jestem zbyt lubiana w szkole, a tym bardziej w mojej wspaniałej klasie.
    Podeszłam do owego bytu wampirycznego. Szczerze to z bliska nie wyglądał wcale tak źle. No oprócz tych wyłupi, krzywych zębów, garba na nosie... Kogo ja próbuję oszukać! Wyglądał jak kot rozjechany przez tira, rozdziewiczonego pantoflem najbrzydszej rosyjskiej udeptywaczki poboczy, jaka tylko kiedykolwiek stąpała po tej ziemi. Ale kto by tam zwracał na niego uwagę, kiedy można bliżej poznać morfologię tasaka. Kto wie, kiedy to się może przydać. Może będę chciała kiedyś popełnić morderstwo. Wybór narzędzia to bardzo ważny punkt na liście.
    Pedober trzymał biedną osikę za jedną z większych gałęzi. Drzewko było już dość spore. Co za tym idzie. Trochę się namacham zanim je zetnę.
-Jak ty ją przegapiłaś?- spytał się stażysta. Moje uszy krwawią. Ten piskliwy, zniewieściały głosik, aż prosi o pomstę do nieba. Bożę słyszysz a nie grzmisz!
-No nie wiem, po prostu nie widziałam jej wcześniej. Czasami coś takiego się zdarza. No wie pan, skleroza robi swoje- powiedziałam ze względnym spokojem.
Specjalnie jej nie wycięłam, tylko po to, aby zobaczyć jak zareaguje. To było dość głupie. Kto słyszał wkurzać wampira? W każdym filmie kończyło się to śmiercią prowokującego. Nie mam nic do stracenia. Mój jakże marny żywot nie przyniósł mi na razie jakiejkolwiek nagrody. Ciągną się za mną tylko i wyłącznie nieszczęścia. Zaczynając od śmierci matki, drugiego i trzeciego małżeństwa ojca oraz próby samobójczej starszego brata. Normalnie już lepiej być nie mogło.
-To ile ty masz lat, aby cierpieć na sklerozę?- spytał z lekkim niedowierzaniem, podnosząc jedną brew. 
Zabije dziada! Normalnie zabije! Trzymajta mnie!
-Kobiet się nie pyta o wiek! Ale jak pan tak nalega, to mogę zdradzić tylko tyle, że w tą sobotę skończę 572 - kiedy tylko skończyłam to mówić, od razu wzięłam się za ścinanie osiki.
-Niezły dowcip. Ja mam 2185- powiedział, oddalając się w stronę reszty. Kiedy tylko odwrócił się do mnie plecami, pokazałam mu fuck'a, po czym poprawiwszy moje, jakże urocze dwa kucyczki zajęłam się osiką.
    Nagle tasak omsknął mi się, uderzając o nogę i rozcinając spodnie oraz skórę na nodze.
-Kurwa! Jebany w dupę przez jebanego czarnego murzyna! Pierdolony tasak!- krzyknęłam najbardziej wulgarną wiązanką jaka tylko przyszła mi do głowy.
-Jagoda! Nie przeklinaj!- odezwała się Ropucha z drugiego końca uprawy.
Jakim chujem ona to usłyszała? Chwyciłam mocniej tasak i obejrzałam się dookoła. Nigdzie nie widziałam Pedobera. Po tym co stało się Pierogowi nie miałam zamiaru ryzykować wzywając pomoc. Co za debil wymyślił, aby to nauczycielka i stażysta mieli wszystkie apteczki.
    Noga bolała nie miłosiernie. Odgięłam materiał na rozcięciu, aby zobaczyć ranę. Kurwa. Rana była głęboka na około jeden centymetr. Bałam się. Krew leciała żwawo, ściekając po mojej łydce. Wszyscy poszli już do przodu, nawet Pedober. Dobra trzeba się odezwać, bo inaczej tu zostanę i pojadą be zemnie.
    Wstałam i kulejąc na jedną nogę, zaczęłam iść w stronę Ropuchy. To nieprzyjemne uczucie krwi cieknącej po skórze. Przeszły mnie ciarki.
-Co się stało?- Kurwa! Pedober. Ścisnęłam jeszcze bardziej tasak, miałam wrażenie, że gdybym miała więcej siły, połamałabym trzonek temu nieszczęsnemu narzędziu. Serce zaczęło mi łomotać. Czułam adrenalinę. Mój organizm był gotowy do ucieczki.
-Nic, po prostu lekko się zadrasnęłam.- powiedziałam z udawanym spokojem prawie, że drwiącym głosem. Sama nie wierzę w to, że udało mi się tak opanować.
-Lekko zadrasnęłaś?- wypowiedział drwiąco, zbliżając się do mnie.- Dobrze by było gdyby ktoś to obejrzał.
FUCK! Cofnęłam się kilka, jakże kulawych kroków, czego jedynym wynikiem było widowiskowe polowanie na zające. Tasak wymsknął mi się z ręki i utkwił w klatce piersiowej Pedobera. FUCK! Jego ciało ogarnęły konwulsje, a krew wypływała wartkim strumieniem, zalewając wszystko, co napotka na swojej drodze.
    Zaczęłam panikować! Rzuciłam się do jakże kulawej ucieczki. Jasna cholera, co ja narobiłam. Starałam się jak najszybciej wyjść z terenu uprawy. Łzy spływały po moim policzku hektolitrami. Jasna cholera ja zabiłam człowieka. Kurwa! Zabiłam kogoś! A co jeśli Pierog mnie wkręcał. Boże! Co ja narobiłam!
    Starałam się uciec jak najdalej od tej całej, chorej sytuacji. Nie patrzyłam jak biegnę. Przebiegałam przez sosenki, które raniły moje ręce, brzozy, które uderzały mnie swoimi wiotkimi gałązkami po policzkach, stare pnie i korzenie. Co chwilę zdarzało mi się złapać zająca, doprowadzając moje nadgarstki do całkowitego oskórowania. Piach przyklejał się do moich mokrych policzków, obdarowując mnie darmową błotną maseczką.
    Wybiegłam z uprawy jak najszybciej. Zatrzymałam się dopiero przy mojej klasie, która już zeszła z powierzchni. Otarłam twarz rękawem i postanowiłam  wtopić się w tłum.
-Nic ci nie jest?- ktoś położył swoją rękę na moim barku. Będąc nadal roztrzęsioną galaretką, wymierzyłam siarczystego prawego sierpowego. Niezbyt wysoka, rudowłosa dziewczyna przewróciła się na ziemie.
-Przepraszam! Tak bardzo przepraszam!- mówiłam, pomagając wstać znokautowanej. Z jej nosa wypływała  strużka krwi.
-Nic się nie stało- powiedziała cicho, po czym wytarła krew z nosa rękawem.- Co się stało wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha?
-Nic się nie stało po prostu, ten, no...- pokazałam jej dyskretnie nogę.- Tylko nikomu nie mów, a zwłaszcza Pedoberowi. Jak wrócimy do internatu to sobie to opatrzę- powiedziałam hardo. Nikt nie zmusi mnie do tego, aby tu i teraz, a zwłaszcza nasz jakże kochany stażysta opatrywał moją nogę. Jestem zbyt do niej przywiązana. Ropuchę jeszcze tak owo bym zniosła, ale nie Pedobera. Chociaż to i tak nie ma najmniejszego znaczenia. On do kurwy nędzy nie żyje. Zabiłam go.
-Proszę pani, Jagoda zacielą się tasakiem!- krzyknęła. Nieokiełznany wkurw porwał moje ciało doprowadzając do nagłego podwyższenia adrenaliny w moim organizmie.
-Miałaś nie mówić!- zdążyłam tylko spojrzeć się na nią krzywo. Ropucha przybyła, zadziwiająco szybko.
-Co się stało Jagoda?- spytała. Nie odzywałam się. Nie miałam na to ochoty. Nadal mnie telepało po tej sytuacji z Pedoberem. Najlepiej zapadła bym się pod ziemię i nigdy już z pod niej nie wyszła.
-Rozścieła sobie nogę tasakiem. Zobaczy pani aż jej krew cieknie. To może być groźne- mówiąc to schyliła się i rozsunęła rozdarty materiał mojej nogawki, ukazując moją ranę w całej okazałości.
    Nie zwracałam na to uwagi. Cały czas patrzyłam się w przestrzeń. Tam skąd przybiegłam.
-Jagoda! halo jest tam kto?- wydzierała się Ropucha jednocześnie strzelając palcami przed moimi oczami.
    Nagle zobaczyłam Pedobera. FUCK! Powoli zbliżał się do furtki. FUCK! Nie mogłam się już opanować. Moja maska przestała mnie chronić. Zaczęłam uciekać. Biegłam tak szybko jak tylko mogłam, jednocześnie drąc się jak gwałcony żubr.
-Jagoda! Gdzie ty biegniesz?!- darła się Ropucha.
To jakże nieplanowane rozproszenie spowodowało jakże bolesny, bliski kontakt cielesny z ziemią. FUCK! Nauczycielka powoli podeszła do mnie. Byłam już sparaliżowana ze strachu. Nie miałam siły aby dalej uciekać. Darłam się wniebogłosy. Łzy spływały mi po policzkach. Nie wiedziałam co się wokół dzieje. Wszystko tańczyło mi przed oczami, w uszach piszczało niemiłosiernie.
    Kobieta położyła rękę na moim czole. Mówiła coś, jednak niczego nie rozumiałam. Wszystko było bełkotem.
-Patrz budzi się... To coś? Naprawdę? Mi się tam podoba, w końcu jakaś kobieta.- starałam się wsłuchać w te dziwne głosy. Jednak zdawało mi się, że słyszę tylko szmery. Szmery, które w mojej głowie układały się w słowa. Słowa w zdania.
    Pogrążałam się powoli w mroku. Szepty były coraz głośniejsze. Oczy odmawiały mi posłuszeństwa. Nic nie widziałam.

~Frangula

Brak komentarzy: