środa, 2 listopada 2016

Kim jest Pedober?

      Kolejny wspaniały dzień na to aby ześwirować. Jechaliśmy autobusem na praktykę do lasu. Jak ja tego nie lubię. Cały tydzień praktyk, które służą tylko i wyłącznie do marnotrawienia czasu na grabienie liści lub trawy wokół terenu szkoły... No i na podciąganie za dużych spodni, człapania w ogromniastych gumiakach i topienia się w olbrzymich kurtkach. Oczywiście nie można zapomnieć jeszcze o tym, że przez cały ten czas musisz się pilnować aby od smrodu stęchlizny, którym przesiąknęły te,  jakże urocze ubrania, nie zwymiotować. Podsumowując w gotowym stroju wygląda się, jak by to określić... Hmmm... Jak jakiś typowy Wiesiek z budowy. No lepiej to już być nie mogło.
    Autobus pokonywał kolejne metry trasy prowadzącej przez gęsty las liściasty. Z każdym miniętym drzewem moja wartość siebie spadała, aby niedługo później kiedy już z niego wysiadłam spaść do zera. Krew mnie zalewa. Kiedy tylko uświadomię sobie, że przez 8 godzin muszę zasuwać jak jakiś robol. Jak już wczesniej mówiłam, po prostu krew mnie zalewa!
    Nasz magiczny pojazd rodem z PRL-u zatrzymał się nagle. Wprawiając Bogu winnych uczniaków w ćwierć sekundowe pogo.
-Ała! Mój nos!- rozległ się przeraźliwy krzyk, jednego z małoletnich roboli, który jakimś trafem siedział za mną. Odruchowo spojrzałam się za siebie. Chłopak był zalany krwią. Jego nos wyglądał jak mini wulkan.
-Co znowu się stało?- po pojeździe rozległ się zniewieściały głosik praktykanta.
-Panie! Pieróg rozwalił sobie nos!-krzyknął ktoś. Chłopak trzymał się za nos. Z pod palców wyciekała mu jucha brudząc cały i tak już brudny strój małego budowlańca. Nie wiadomo kiedy obok pojawił się Pedober. I wtedy to zobaczyłam! Owy osobnik wyglądał niczym Ropucha. Te same obrzydliwe wyłupie wyglądające jakby miały zaraz odlecieć na Marsa.
-Fuck- wymsknęło mi się cicho. Stażysta otworzył torbę, którą nosił na ramieniu i zaczął w niej buchtować. Ej zaraz! Czy ja tam widziałam małą piersiówkę? Chwilę później znalazł chusteczki i dał kilka poszkodowanemu. Pieróg chwycił je i od razu przyłożył do nosa.
-Dobra, wysiadamy! Zabieramy sprzęt i idziemy na uprawę!- rozległ się krzykliwy głos Ropuchy, przeraźliwie chudej, kobiety w średnim wieku o jakże olbrzymich oczach. Co ja mówię to nie były już oczy, to były wyłupie.
     Flegmatyczne, zombie Cześki z budowy ruszyły w stronę wyjść. Wstałam i ostatni raz spojrzałam na Pieroga. Biedaczek. Krwią ubrudził sobie nawet koniuszki prawie białej blond grzywki.
    Nagle chłopak osunął się na siedzeniu, stażysta dostał mikro zawału.
-Cholera!-krzyknął, łapiąc mu głowę, a ja jak głupek wpatrywałam się w tą całą popapraną akcje ratowniczą. Patrzyłam się na nieudolną pomoc Pedobera, a z każdą sekundą swojego jakże marnego żywota traciłam wiarę, że Pieróg s powrotem będzie żywy.
-A może byś tak pomogła?- cichy głosik stażysty wyrwał mnie z otępienia. W jednej chwili zorientowałam się, że w autobusie po za mną nie został żaden uczniak. FUCK!
    Rzuciłam się do ucieczki. Szybko wybiegłam z autobusu, potykając się i upadając. przy okazji pozbyłam się hurtowych ilości naskórka z nadgarstków i łyknęłam sporą dawkę piachu. Nie ma czasu na głupoty! Jak najszybciej wstałam i popędziła z prędkością wkurwionego strusia do reszty małych leśnych roboli.
    Przełykając resztki piachu zaczęłam słuchać, biadolenia Ropuchy i jakiegoś leśnika. Miał taki gruby brzuch, który wyglądał tak jakby był w ciąży, z sześcioraczkami. Ciekawe kto jest ojcem?
    Nudziło mi się, zdążyłam już 3 razy policzyć wszystkie liście, które smętnie majtały się na niewielkiej brzozie. Było ich dokładnie 666, tak jak by ktoś się pytał. A oni nadal biadolili. Krew mnie zalewa. Odwróciłam się tyłem do Ropuchy i tajemniczego ciąża tego leśnika. Skierowałam swój jakże utrapiony wzrok w stronę autobusu. Wspominając te wspaniałe chwile, kiedy to jechaliśmy na praktyki lub z nich wracaliśmy Ach... Tak bardzo tęsknie...
    Nagle z autobusu wyskoczył Pedober. Ciary mnie przeszły. Ręce miał we krwi. Za nim smętnie pełzną Pierog. Miał taką przerażoną minę. Nigdy jeszcze nie widziałam aby czegoś tak bardzo się bał. Człowiek nad wymiar wesoły. Było go wszędzie pełno. Chłopak spojrzał na mnie. Z ruchu jego warg wyczytałam tylko jedno przerażające zdanie. POMOCY ON MNIE ZABIJE!
-Co kurwa!- krzyknęłam odruchowo. Wszystkie oczy spojrzały na mnie. FUCK! FUCK! FUCK!
-Jagoda Frangulowicz! Co ja mówiłam o wulgaryzmach.- odezwała się Ropucha, swym jakże drażniącym głosem.
-Przepraszam, proszę pani. Mogę iść na chwilkę do autobusu? Zapomniałam czegoś.
-Idź, byle szybko zaraz wchodzimy na powierzchnię.- powiedziała.Czy ja przypadkiem nie zauważyłam uśmiechu na jej twarzy. Dziwka, najwidoczniej musi się cieszyć z tego, że sobie na chwile idę. Czy ja jestem aż tak wkurzająca? No cóż...
    Powolnym  krokiem skierowałam się do autobusu. Tym więcej czasu będę teraz marnować tym mniej będę musiała pracować.
     Pedober prowadził najwidoczniej ożywioną konwersacje z Pierogiem. Cały czas coś mówił, jednocześnie kiedy coraz bardziej zbliżałam się do magicznego wehikułu, rozumiałam coraz więcej z tego bełkotu.
-Wampiry... jedziemy do szpitala... Ciebie posrało... Tak dużo krwi się zmarnowało. Czy ciebie nie uczyli aby nie marnować jedzenia!- Co kurwa. Kiedy tylko stażysta zauważył, że się zbliżam zamilkł. Po chwili jednak kontynuował swój wywód.
-Jaka z ciebie ciapa. Jeszcze nie widziałam aby jaki kol wiek uczeń zrobił sobie krzywdę, w autobusie.- powiedział owy podejrzany osobnik. O dziwo w jego głosie było słychać dużo współczucia, nie to co wcześniej. Wtedy prawie na niego krzyczał. Ale dlaczego?
    Minęłam tą jakże ,,wesołą" dwójkę i wpełzłam do autobusu. Siadłam na jednym z siedzeń, wyjęłam kawałek chusteczki z plecaka i jakiś połamany długopis. Zaczęłam pisać. Po chwili namysłu powstała krótki liścik.
CHCE WIĘCEJ SZCZEGÓŁÓW. 567 098 724
    Wysiadłam z autobusu. Kiedy tylko dotknęłam ziemi, skierowałam się w stronę Pieroga i stażysty. Uderzyłam z bara poszkodowanego. Chłopak legł jak długi, lądując twarzą na butach Pedobera.
-Przepraszam!- krzyknęłam z udawanym przerażeniem.- Pomogę ci wstać- powiedziałam po czym pomogłam mu wstać. W rękę wcisnęłam mu chusteczkę z liścikiem po czym powolnym krokiem ruszyłam w stronę uprawy, pamiętając o wyznawanej prze ze mnie zasadzie. Tym więcej zmarnuje teraz czasu tym mniej będę musiała latać z tasakiem.
-Jak się nazywasz?- Spytał Pedober. KURWA! Odwróciłam się  powoli.
-Szanowny panie, mnie się pan pytał?-spytałam niechętnie. Skurwiel chce wydobyć moje dane osobowe. Ale ja się nie dam!
-A niby kogo ja mam się pytać. Wszyscy są już na uprawie.-powiedział tym swoim zniewieściałym głosikiem, który brzmiał niczym tablica zarzynana paznokciami, jednocześnie gwałcona przez najbrzydszą i najstraszniejszą nauczycielkę matematyki jaka kiedy kol wiek chodziła po tej ziemi.
-Frangula- powiedziałam z taką pewnością i zarozumialstwem, że można by było robić z nich  kadłuby statków kosmicznych. Pedober spojrzał się na mnie z niedowierzaniem.
-A tak naprawdę?- znowu ten głosik. Moje uszy krwawią!
-No Frangula. Nie dziwię się, że mi pan nie wierzy. Gdyby nie to, że mam tak napisane w dowodzie, to bym sama sobie nie wierzyła.- Jak ja lubię wkurwiać ludzi.
-Czy ty so...
-Jagoda Frangulowcz!-rozległ się głos Ropuchy. Głos, który brzmi niczym zapowiedź apokalipsy. FUCK!- Miałaś po coś pójść i zaraz wróci!- FUCK!
-No bo proszę pani, bo ja ciekawa byłam co z Pierogiem- powiedziałam z udawaną skruchą.
-Ty mi się tu nie tłumacz, tylko zasuwaj do reszty!- Wykrzyczałam , pokazując palcem uprawę.
-Nie idź. Fajnie mi się z tobą rozmawiało o tych morderczych ślimakach atakujących ludzi. Przez chwilę to nawet zapomniałem że mnie nos boli.- Powiedział Pieróg słabiutkim głosikiem. Słychać było w nim wszechobecny strach. Wszechobecny? On aż się wylewał, wypełniając przestrzeń międzyludzką. Dusząc cały mój entuzjazm spowodowany, chwilowym dokuczaniem Pedoberowi.
-Mogę zostać z Pierogiem?- Od razu podłapałam o co mu chodzi. Co się stało w tym autobusie, że owy osobnik posuwa się aż do takich śmiałych kroków. Od kąt pamiętam Ropucha jeszcze nikomu nie pozwoliła pilnować poszkodowanych. Zawsze robił to stażysta, którego wykorzystywała do granic możliwości. Tak jak pannę Suszoną Śliwkę, która z przemęczenia trawiła do szpitala.
-Dobry pomysł. Zadzwoniłem po karetkę, więc poczekasz z nim, aż go nie zabiorą.- powiedział Pedober. CO KURWA! Biedak chyba nie wie w jakie bagno się wpieprzył.Za taki tekst, moja jakże kochana nauczycielka, nie da mu żyć.
-Dobry pomysł. Przydasz się bardziej na uprawie pilnując tej trzody, niż przy poszkodowanym.- powiedziała, niezgadnięcie kto - Ropucha. No tego to ja się nie spodziewałam. Czyli ja i inne osobistości z mojej klasy to trzoda. OK. Chociaż bardziej zastanawia mnie jakim cudem, stażysta jeszcze nie został zakrzyczany na śmierć przez tą drobną blondynkę.
-Czyli mam tu z nim siedzieć? Tak porostu dotrzymywać towarzystwa?- Nie wierzyłam w to co właśnie mówię. Ropucha spojrzała się na Pedobera.
-Tak, właśnie to będziesz robić.- To było jak zaprzeczenie we wszystko w co wierzyłam.
-Dobra. Mi tam pasuje.- Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i podeszłam do Pieroga.- A co jeśli te mordercze ślimaki za atakować tak miotaczem soli!? To by by niezły pomysł- zaczęłam, z takim entuzjazmem, którego dawno już nie widziałam. 
-To jest myśl. Ale wierz trzeba będzie je od razu spalić bo jeszcze nie daj Bożę się zregenerują- powiedział pełen radości.
    Spojrzałam ukradkiem za swoje ramię, Ropucha z Pedoberem zniknęli już za płotem udzielającym uprawę od świata zewnętrznego. Kiedy odwróciłam się w stronę Pieroga, trzymał w rękach chusteczkę z moją wiadomością.
-To co chcesz wiedzieć? Niezłe przedstawienie tu odstawiłaś, tylko po co?
-Co stało się w autobusie po moim wyjściu?- Chciałam wiedzieć i to bardzo. Paliło mnie od środka tylko po to aby dowiedzieć się czegoś. Chociaż jakiegoś małego szczegółu. Pierog spojrzał na mnie iflegmatycznie usiadł na ziemi.- Usiąść koło mnie, bo ten jebany w dupę przez murzyna skurwiel może jeszcze usłyszeć.- powiedział to z taką nienawiścią. Nie czekając długo usiadłam koło niego.
-Więc mów, ja chcę wiedzieć. Pedober od początku wyglądał dziwnie wręcz podejrzanie.- Chłopak zastygł przez chwilę.
-Wierzysz w to, że wampiry istnieją?-spytał się jednocześnie podciągając rękaw. Miał opatrunek na nadgarstku. Dlaczego? Otworzyłam usta jak rybka. Kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć.

~Frangula

Brak komentarzy: